Gwiazdka nie przychodziłaWigilia smutna coś była,bo Gwiazdka nie przychodziła. Dzieci – prawie płakały, cóż, długo na nią czekały... Ponuro było i ciemno! – Czekały więc nadaremno? Na szczęście nie, bo naprzeciw żył ktoś kto kochał dzieci. prawdziwie święty człowiek – zaraz o nim opowiem. Mieszkał jak jakaś wróżka, w chatce na sowich nóżkach. Gdy ujrzał w oknie vis a vis oczy smutniejsze od smutku, żal byłby go udławił, lecz szepnął: – Pomalutku! Przepraszam, że o tej porze, lecz muszę wezwać Cię, Boże! Westchnął serdecznie, głęboko, komórki serca dotlenił, spojrzał do góry wysoko – we wdzięczność cały się zmienił; nie musiał błagać o nic, ani – Broń Boże! – dzwonić! Bóg, Który Był w jego sercu, wiedział dokładnie co trzeba więc posłał dzieciom „naprzeciw” przecudną gwiazdeczkę z Nieba! A im się już z piersi wyrywa: – Oto Miłość przybywa! I rozbłysnęły choinki, i rozmnożyły opłatki, i rozśpiewały się chóry, dla Synka i Jego Matki, bo właśnie się okazało, że Słowo – Ciałem się stało! I nauczyły się dzieci, że Gwiazda zawsze nam świeci. i zrozumiały Wieczerze, że radość z duszy się bierze, że trzeba Miłości strzec, by smutki przepędzić – precz! I właśnie ten „święty prawdziwie”, o którym była już mowa, wpłynął na Władka i Antka, żeby ujęli rzecz w słowa. Bochnia – Kraków 22. 12. 2011 |