Ludzie rodzą się i żyją,  
				bawią się i świat poznają,  
				tworzą przy tym różne rzeczy,  
				w końcu je pozostawiają. 
  
				Jak rok każdy ma swe pory:  
				wiosnę, lato oraz jesień,  
				tak i człowiek się przemienia  
				i bagaże losu niesie. 
  
				Wiosna – to wiadomo – radość,  
				czas wzrastania i nauki;  
				lato – jesień, to dojrzałość,  
				troski czas, o dzieci – wnuki. 
  
				Zimy w ludzkich porach życia  
				– to się chyba już nie zmieni – 
				nie ma prawie, albo wcale,  
				dzień ostatni jest w jesieni. 
  
				Albo może jej nie widać,  
				jak tych, którzy tutaj byli,  
				którzy swoje stare gniazda,  
				jak te ptaki – opuścili. 
  
				Tak, nie widać ich już w domu,  
				na ulicy, w sklepie, w pracy,  
				i w alejce która czeka,  
				że znów przyjdą tu na spacer. 
  
				W domu Jasia Czytalskiego  
				też nie widać już pradziadków,  
				pra praprzodków, pra prababek – 
				są natomiast rzeczy – w spadku. 
  
				Oprócz starych książek mnóstwa 
				są przedmioty rozmaite,  
				drobne, większe – nawet wielkie,  
				w różnych zakamarkach skryte. 
  
				Jaś potrafi odpowiedzieć,  
				jeśli ktoś go o to spyta,  
				gdzie urodził się pradziadek,  
				bo w metryce to przeczytał. 
  
				Zrobił zresztą Księgę Rodu  
				i dokładnie w niej notuje  
				wszystko, czego się dowiedział  
				od tych, których wypytuje. 
  
				W owej Księdze opisuje  
				obyczaje swoich przodków:  
				jak mieszkali, pracowali,  
				czemu używali podków…
  
				Że pradziadek i prababka  
				mieli dzieci dziewięcioro,  
				że mieszkali w małej chatce,  
				że kłopotów mieli sporo. 
  
				Że te dzieci były zdolne,  
				choć niektóre chorowite,  
				że uczyły się wytrwale,  
				więc, że były pracowite. 
  
				Że wśród starych dziwnych rzeczy,  
				które są tu w domu Jasia,  
				jest stalówka i kałamarz,  
				i zabawki wujka Stasia. 
  
				Że te lalki na pawlaczu  
				babcia sama wykonała,  
				a ten obraz w złotej ramie  
				ciocia Ola malowała. 
  
				Dziadek, babcia, mama, tata,  
				wszystkie ciotki i wujowie,  
				powiedzieli co wiedzieli… 
				Kto coś więcej mi opowie?
  
				Niezawodny sąsiad Maciej 
				szuka na to panaceum:  
				– pora chyba zabrać Jasia 
				po „coś więcej” do Muzeum! 
  
		 | 
		
				I wyjaśnił, że te rzeczy,  
				co powstały z Muz udziałem,  
				ludzie dają do Muzeum,  
				bo to miejsce doskonałe. 
  
				I to jeszcze, że te Muzy 
				to są niewidzialne Damy,  
				które chętnie pomagają,  
				kiedy coś wykonać mamy. 
  
				I to była prawda szczera:  
				ogrom rzeczy jest w Muzeum;  
				Jaś codziennie czerpie tutaj,  
				na brak wiedzy – panaceum! 
  
				Kupił sobie abonament  
				– kieszonkowe miał od taty,  
				więc przychodzi kiedy zechce,  
				żeby badać eksponaty. 
  
				Jaś wymyślił zegar wsteczny,  
				co na tarczy – zamiast godzin,  
				ma obrazki wynalazków:  
				z nim w głąb dziejów co dzień schodzi. 
  
				Kiedy spotka coś nowego  
				na wystawie albo w sieci – 
				porównuje, zapisuje,  
				że to drugi wiek lub trzeci. 
  
				Mruga kustosz do kustosza  
				kiedy widzi co się święci,  
				bo Jaś znika w dawnym świecie  
				i powrócić nie ma chęci. 
  
				Tyle tutaj rzeczy nowych,  
				jedna starsza jest od drugiej,  
				nie ma takich w żadnym sklepie  
				na Floriańskiej, czy na Długiej. 
  
				Sieci, żaki i więcierze,  
				stare łóżka i kołyski,  
				stoły, krzesła i żelazka,  
				garnce i drewniane łyżki. 
  
				Kufry, tarki, maglownice,  
				wanny, balie, bębny, bryczki,  
				młynki, młotki, cyrkle, dłutka,  
				cukierniczki i solniczki. 
  
				Skrzynie, walce, koła, korby,  
				ramy, bramy, sakwy, torby,  
				siodła, trony i patrony,  
				wialnie, sochy, pługi, brony. 
  
				A dla chłopców gwizdki, ptaszki,  
				dla panienek fatałaszki,  
				dla mężatek chusty, czepki,  
				dla głuptasów piąte klepki. 
  
				To miedziane, a to szklane,  
				to z żeliwa, a to z gliny,  
				to jest lniane, to drewniane  
				a ten koszyk jest z wikliny. 
  
				Słoma, blacha, drut, konopie,  
				cyna, ołów, papier, trawa,  
				stal i skóra, gutaperka  
				– to wspaniała jest wystawa! 
  
				Zadomowił się Czytalski  
				pośród gablot i witrynek,  
				mama się troszeczkę martwi,  
				lecz tata ma dumną minę. 
  
				Pan Dyrektor wie już o tym,  
				że Jaś często tutaj bywa,  
				zaprasza do gabinetu  
				i Kolegą go nazywa! 
  
				Nie minęły trzy tygodnie,  
				a tu miła niespodzianka:  
				Pan Dyrektor każe prosić  
				na rozmowę Pana Janka! 
 
  
		 | 
		
			 Chciałbym – mówi – pokazywać  
				u nas również zbiory inne,  
				rzeczy, które mamy w domu  
				jako Muzeum – Rodzinne. 
  
				Twoje zbiory mój Kolego  
				to wzorowa jest kolekcja,  
				zaprosimy inne dzieci  
				– niech to będzie pierwsza lekcja. 
  
				Potem wspólnie się zajmiemy  
				wystawami innych dzieci  
				i pewnie się doczekamy  
				lekcji drugiej, może trzeciej. 
  
				Nie minęły trzy miesiące,  
				w sali tłoczno jest, lecz miło,  
				goście mówią zadziwieni:  
				– Tego jeszcze tu nie było! 
  
				Jaś objaśnia tym co przyszli,  
				kto na którym jest portrecie,  
				że to właśnie  pudełeczko,  
				tylko jedno jest na świecie…
  
				A że każdy dom ma swoje  
				skrytki, schowki, zakamarki – 
				wnet zaczęły się w rodzinach  
				plany wystaw i przymiarki. 
  
				Szła wystawa za wystawą,  
				miesiąc w miesiąc, rok po roku… 
				Ktoś z wysoka to zjawisko  
				zaczął wreszcie mieć na oku. 
  
				Nie minęły trzy kwartały,  
				pod muzeum na ulicy  
				ludzie tłoczą się jak śledzie,  
				wtem ktoś dzwoni – ze stolicy. 
  
			 – Proszę prosić Dyrektora!  
				– Sprawa pilna i niezwłoczna!  
				– Zapraszamy do stolicy!  
				– Niedaleko od Opoczna! 
  
				Nie minęły trzy godziny,  
				na dywanie w Belwederze,  
				Pan Dyrektor nominację  
				na ministra właśnie bierze! 
  
				Potem trzy radosne dzwonki  
				na komórkę Czytalskiego:  
				– zostań Jasiu mym doradcą  
				od  Muzeum Rodzinnego! 
  
				Media wkrótce rozgłosiły  
				powód szybkiej nominacji,  
				a Minister i Doradca  
				zapomnieli o kolacji. 
  
				Ustalali, planowali  
				i Muzea otwierali  
				na wystawy nieco inne  
				bliskie sercu, te rodzinne. 
  
				Wkrótce cała Europa,  
				potem Azja, Ameryka,  
				w końcu  wszystkie kontynenty –  
				ogłosiły komunikat: 
  
				 Chcemy bardzo – jak Polacy – 
				być tak mądrzy i tak zręczni,  
				chcemy dbać o dzieła przodków,  
				chcemy być im za nie wdzięczni! 
  
				I Ty też, jak ten Czytalski,  
				zajrzyj w schowki, w zakamarki  
				i przygotuj skarb  rodzinny – 
				do wystawy rób przymiarki! 
  
		 |